Media coraz częściej zwracają uwagę na łagodny stosunek Szwedów do epidemii koronawirusa: w miastach wciąż można spotkać grupy przechodniów, działają też niektóre obiekty gastronomiczne, a parkingi przed sklepami są pełne samochodów. Premier Stefan Löfven przestrzega obywateli, że jeśli nie zostaną w domach, tak jak powinni, dojdzie do śmierci „tysięcy ludzi”. Na tym, jak na razie kończy się jego walka z pandemią.
Niemal wszystkie kraje Europy są dziś zamknięte. Wyjątek stanowi Białoruś, gdzie granice pozostają otwarte z powodów biznesowych. Dziwi fakt, że Szwecja – kraj dużo bardziej rozwinięty niż Białoruś – wciąż nie przeszedł w tryb całkowitego zamknięcia obrzeży państwa.
Nadal otwarte są sklepy i restauracje lecz w innej formie. Dozwolone są spotkania w gronie mniej niż pięćdziesięciu osób – podczas gdy w Polsce zakazano zgromadzeń powyżej dwóch ludzi. Szwedzi słyszą z każdej strony, że powinni zostać w domu, ale nie wprowadzono żadnych prawomocnych przepisów w tym zakresie.
Wielu ludzi można spotkać w parkach, podobnie jest z kierowcami na autostradach. W supermarketach nie brakuje produktów – tak jakby Szwedzi nie robili większych zapasów na przyszłość. Hurtowo kupowany jest jedynie żel do dezynfekcji rąk.
Tymczasem w niedzielę Szwecja ogłosiła 8-procentowy wzrost liczby ofiar zmarłych na koronawirusa. Tego samego dnia poinformowano, że ofiar śmiertelnych jest już 401. To więcej niż łączna liczba zmarłych w Danii, Finlandii i Norwegii.
W rozmowie z „Dagens Nyheter” Löfven powiedział: „Będziemy mieć poważnie chorych ludzi, dla których niezbędna będzie intensywna terapia. Grozi nam tysiące zgonów. Musimy się na to przygotować”.
Szwedzki rząd nie wprowadził dotąd żadnych drastycznych obostrzeń. Obywatele mają po prostu stosować się do „szeregu wytycznych”, które przekazują politycy i służba zdrowia. Każdego dnia obywa się cykliczna konferencja prasowa dotycząca epidemii. Bierze w niej udział główny państwowy epidemiolog Anders Tegnell, nazywany „głosem spokoju podczas pandemii”.
„Podjęliśmy już najważniejsze działania”, zapewnia Tegnell i powtarza porady, którymi każdego dnia raczy szwedzkie media: „Należy zostać w domu, jeśli źle się czujemy. Pracujmy zdalnie, jeżeli mamy taką możliwość. Starajmy się dbać o seniorów”.
„Można też przestrzegać innych zasad – jak tych, które dotyczą wizyt w obiektach gastronomicznych oraz spotkań w większym gronie. Otrzymamy lepszy efekt, gdy wszyscy będziemy przestrzegać podstawowego kodeksu postępowania”.
Szwecja wyróżnia się na tle Europy tym, że mieszka tu wielu młodych i zdrowych ludzi, którzy nie boją się samotności i żyją jako single. Dzięki takim obywatelom łatwiej jest dążyć do izolacji społecznej.
Profesor nauk politycznych na Uniwersytecie Södertörn, Nicholas Aylott, napisał na swoim blogu artykuł zatytułowany „Kto ma rację? Czy sąsiedzi Szwecji panikują?”.
Pada w nim pytanie: „A może to Szwedzi nie panikują dostatecznie? Na razie nikt nie zna odpowiedzi. Nie ma gwarancji, że izolacja od polityki przyniesie lepsze efekty”.
Coraz więcej Szwedów głowi się teraz, czy dalej można pozwalać sobie na wizyty w parku, restauracji i ulubionym sklepie. W momencie, gdy liczba ofiar śmiertelnych tak drastycznie wzrasta, wielu ludzi dochodzi do wniosku, że Szwecja potrzebuje nie tyle wytycznych, co ostrych przepisów – jasnych reguł postępowania.
Na Socjaldemokratyczną Partię Robotniczą pada coraz większa presja: ludzie zaczynają wymagać, by politycy przejęli odpowiedzialność za życie obywateli. W ubiegłym tygodniu 2300 lekarzy i naukowców, w tym szef fundacji Nobla, Carl-Henrik Heldin, opublikowało list otwarty wzywający rząd do stanowczego działania. Wiele z tych osób uważa, że Sztokholm, jako miasto, powinien przejść kwarantannę.
„Nie możemy doprowadzić do sytuacji, w której Szwecję ogarnie całkowity chaos”, apeluje Cecilia Soderberg-Naucler z Instytutu Karolinska.
Marcus Carlsson, matematyk z Uniwersytetu w Lund, zapewnia, że nie ma dowodów na skuteczność odporności stadnej. Jego zdaniem działania rządu to „eksperyment szaleńca, w którym udział bierze 10 mln ludzi”.
„Tegnel i Löfven grają w rosyjską ruletkę ze szwedzką ludnością”, dodaje Carlsson.
Jak dotąd zakazano imprez masowych i spotkań powyżej 50 osób, w restauracjach wprowadzono obsługę stołową, zamknięto wiele instytucji kultury. Wygląda jednak na to, że takie zarządzenia to za mało. Media donoszą, że wkrótce rząd szwedzki ma wprowadzić konkretniejsze obostrzenia. W międzyczasie sytuacji w kraju przygląda się cała Europa.