Inaczej niż takie kraje nordyckie, jak Norwegia, Dania czy Finlandia, Szwecja wciąż nie zamknęła swoich granic. W czasach epidemii wciąż otwarte są niektóre szkoły i obiekty gastronomiczne. W Niemczech i Polsce zakazano spotkań powyżej dwóch osób. W Szwecji nadal może spotykać się do 50 ludzi.
Stosunek Szwecji do koronawirusa wydaje się mniej napięty niż w większości krajów Europy. Życie publiczne nadal nie zostało ograniczone do minimum, na północy Szwecji otwarte są nawet wyciągi narciarskie.
Kolejne działania, mające ograniczyć zasięg wirusa w społeczeństwie, podejmowane są przez rząd i Szwedzką Agencję Zdrowia Publicznego. Można powiedzieć, że Szwecja walczy z COVID-19 po swojemu, ufając obywatelom i dając im wolną rękę w kwestiach, które choćby w Polsce określane są przez władze.
Postawiono na pozostawienie jednostkom swobody w określaniu, jakie zachowania zagrażają życiu i zdrowiu, a jakie nie. W Szwecji takie przyzwolenie krytykowane jest przez epidemiologów, a za granicą przez służbę zdrowia, która robi wszystko, by powstrzymać epidemię.
Państwowy epidemiolog Anders Tegnell podkreśla, że strategia walki z wirusem może być inna, ale cel jest ten sam, co w Polsce czy Niemczech.
„Uważam, że wszystkie państwa europejskie dążą do tego samego: chcą spowolnić rozprzestrzenianie się wirusa, utrzymać opiekę zdrowotną. Metody walki są różne”, powiedział Tegnell w jednym z wywiadów.
Szwedzkie służby zdrowia wciąż powtarzają obywatelom, że należy unikać kontaktu społecznego i nie wychodzić z domu. Według Tegnella ludzie „stosują się do tych zaleceń”.
Według Agencji Zdrowia Publicznego w Szwecji zmarło dotąd 146 osób zarażonych wirusem COVID-19. Dla porównania we Włoszech umarło 10 tys. ludzi, a przypadków zainfekowania naliczono ponad 100 000.
„Liczba zgonów i zachorowań jest w Szwecji dużo mniejsza niż w wielu innych krajach i staramy się podtrzymać tę tendencję”, dodaje Tegnell. Epidemiolog podkreśla jednak, że w bardziej kryzysowym momencie władze mogą podjąć bardziej rygorystyczne środki: „Podjęliśmy długą dyskusję na temat innych środków, jakie możemy podjąć”.
Premier Stefan Löfven nie wyklucza zamknięcia Sztokholmu i izolacji wszystkich tutejszych mieszkańców.
Stosunek Szwecji do epidemii nie jest całkowicie beztroski. Rząd zaleca Szwedom pracę zdalną, namawia, by podróże zostały ograniczone do minimum lub po prostu wyeliminowane z życia codziennego. Mocno promowana jest troska o higienę rąk, a starszych zachęca się do społecznej izolacji.
Obiekty gastronomiczne funkcjonują, ale nie można się po nich swobodnie przemieszczać – istnieje jedynie opcja obsługi kelnerskiej. Od niedzieli zakazane są zgromadzenia powyżej 50 osób. Do szkół chodzą tylko dzieci poniżej 16. roku życia. Uczelnie wyższe, gimnazja zostały zamknięte.
Mieszkańcy Sztokholmu są zdania, że życie w stolicy „toczy się dalej”, w odróżnieniu od wielu innych europejskich aglomeracji. „Jako imigrant i wychowawca w szkole średniej czuję się skonfliktowany”, powiedział Erik, jeden ze sztokholmskich nauczycieli. „Nadal muszę przychodzić do pracy, jeździć zatłoczonym autobusem. Uczę dzieci, które muszą uczęszczać na lekcje. Wszyscy jesteśmy gotowi do nauki w systemie online, ale wygląda na to, że szkoły nie zostaną w najbliższym czasie zamknięte”.
Z kolei Tom, Anglik pracujący w branży budowlanej i mieszkający w Sztokholmie, mówi: „Jestem zdumiony, że Szwedzi zachowują taki spokój. Myślę, że gdyby wprowadzono surowsze restrykcje, panika wśród ludzi byłaby większa”.
Mieszkańcy Sztokholmu podkreślają, że pomimo epidemii życie towarzyskie nadal toczy się w mieście.
„W piątek wieczorem, wracając do domu, widziałem wielu ludzi młodych i w średnim wieku. Spędzali czas w centrum miasta”, przywołuje Erik.
Szwedzka gospodarka, tak jak wiele innych na całym świecie, również nie uniknie katastrofalnych skutków epidemii. W ubiegłym tygodniu Swedbank spekulował, że do końca 2020 roku gospodarka skurczy się w kraju o nawet 4 procent. Latem bezrobocie może osiągnąć 10 proc.
„Niektóre przedsiębiorstwa całkowicie pozbawione są popytu” – dowiadujemy się od rzecznika Swedbank.