Deszcz mimo zapowiedzi słońca. Słońce wtedy, gdy miało lać. Wielu z nas z rozbawieniem lub frustracją konstatuje, że prognozy pogody rzadko się sprawdzają. Zdaniem ekspertów wcale nie chodzi o błędy meteorologów – winne są nasze oczekiwania i sposób, w jaki korzystamy z prognoz, zwłaszcza w aplikacjach mobilnych.
Prognozy są coraz lepsze – ale nie wszędzie
Linus Magnusson, ekspert ds. prognoz w Europejskim Centrum Prognoz Średnioterminowych (ECMWF) w angielskim Reading, zanim odpowiada na pytanie o aktualną pogodę, zerka przez okno i ocenia: „raczej szaro”. To gest symboliczny, ale też znaczący – bo choć przed nim stoi ekran z danymi z superkomputera, kontakt z rzeczywistością nadal ma znaczenie.
To właśnie z ECMWF pochodzi większość danych wykorzystywanych przez narodowe instytuty meteorologiczne w Europie oraz komercyjne aplikacje pogodowe. Magnusson podkreśla, że dokładność prognoz znacznie się poprawiła w ciągu ostatnich dekad.
– Dzisiejsza prognoza na pięć dni jest tak samo precyzyjna, jak prognoza dwudniowa trzydzieści lat temu – mówi w wywiadzie dla Dagens Nyheter.
Gdzie więc problem? W kieszeni każdego z nas
Jeśli prognozy są tak dobre, dlaczego wielu ludzi uważa, że pogoda z aplikacji się nie sprawdza?
– To właśnie aplikacje są winne rozczarowaniom – twierdzi Magnusson.
Według niego największym problemem jest złudzenie dokładności. Aplikacje sugerują, że są w stanie przewidzieć pogodę dla konkretnego punktu – np. na wyspie w archipelagu, gdzie za 4 godziny ma wiać z prędkością 4 m/s z północnego zachodu. Tymczasem taka prognoza to „spojrzenie przez słomkę” – ignoruje szerszy kontekst pogodowy i margines błędu.
– W prognozach regionalnych, np. w telewizji, meteorolog zawsze opisuje cały system pogodowy. Wskazuje też na niepewność i prawdopodobieństwo. Tego brakuje w aplikacjach – dodaje Magnusson.
Aplikacje kuszą, ale wprowadzają w błąd
Z jego oceną zgadza się Marie Staerk, meteorolog z SMHI – Szwedzkiego Instytutu Meteorologii i Hydrologii. Według niej aplikacje często tworzą fałszywe poczucie precyzji.
– Nie da się przewidzieć lokalnej burzy z odległości 20 kilometrów – zaznacza.
W Europie działa co najmniej 50 różnych aplikacji pogodowych. Choć wszystkie bazują na podobnych danych, pochodzących z ECMWF, to każda przetwarza i prezentuje je inaczej – stąd rozbieżności.
Problemem jest także sposób wizualizacji danych. – Trudno jest graficznie przedstawić niepewność czy prawdopodobieństwo, tak by nie wprowadzać użytkowników w błąd – tłumaczy Magnusson.
Nowe podejście SMHI: więcej danych, większa przejrzystość
Od czerwca SMHI wprowadziło w swojej aplikacji bardziej szczegółowe informacje – m.in. procentową szansę na wystąpienie danego zjawiska oraz przewidywany zakres opadów.
Dla przykładu: 12 lipca o godz. 8:30 aplikacja wskazywała, że w dzielnicy Lilla Essingen w Sztokholmie prawdopodobieństwo wystąpienia opadów w wysokości 1,4–12,2 mm w poniedziałek wynosi 50%. Choć to szeroki zakres, prezentowany jest wraz z prognozą godzinową, która pomaga lepiej zrozumieć możliwy przebieg dnia.
Na stronie SMHI dostępne są także materiały edukacyjne wyjaśniające, jak interpretować prognozy – w tym filmy dotyczące prawdopodobieństwa i rozpiętości czasowej.
Trafność prognozy to też kwestia subiektywna
Zarówno Magnusson, jak i Staerk przypominają, że nasze postrzeganie pogody bywa subiektywne.
– Trafność prognozy zależy nie tylko od danych, ale i od tego, jak sami ją odbieramy – podkreśla Magnusson.
Pogoda tego lata jest szczególnie kapryśna, co utrudnia precyzyjne prognozowanie lokalnych warunków. Mimo to, według danych SMHI, prognozy są trafne w około 80% przypadków.
– Ale kiedy mam urlop, nie interesuje mnie pogoda – żartuje na koniec Magnusson.
