Szpital w Helsingborgu zmaga się z epidemią koronawirusa wśród personelu medycznego. Połowa osób zatrudnionych w ośrodku – w tym pielęgniarki i lekarze – otrzymała wynik pozytywny po przebadaniu na obecność COVID-19. Część szpitala trzeba było zamknąć, a pacjenci zostali przeniesieni na bezpieczny oddział, do którego chorzy pracownicy nie mają wstępu.
Kierownik szpitala Harald Roos udzielił wywiadu dla Sveriges Radio i przyznał, że liczba infekcji wśród personelu jest niepokojąca. Dodał też, że pracownicy obiektu postępowali zgodnie z odgórnymi zaleceniami służby zdrowia.
Jak donosi „Aftonbladet”, władze regionu Skania planują więcej testów na obecność COVID-19 dla lekarzy i pielęgniarek. W najbliższych dniach przebadany zostanie personel w Malmö i Lund.
1 maja potwierdzono, że liczba ofiar koronawirusa wzrosła do 2586. Epidemiolog Anders Tegnell powtarza, że statystyki mogą być niepełne, bo nie wszystkie ofiary śmiertelne trafiają do oficjalnego rejestru na czas. Dodaje ponadto, że w Szwecji „utrzymuje się silna presja na system opieki zdrowotnej”, w tym na oddziały intensywnej terapii.
Tegnell przyznaje, że sytuacja w domach opieki społecznej jest w Szwecji dużo gorsza niż w sąsiednich krajach skandynawskich. „Mamy dużo więcej ofiar koronawirusa w wieku powyżej 70 lat. Próbujemy ustalić, co wpływa na to, że w domach starca notowanych jest tak wiele zgonów”, powiedział epidemiolog na jednej z ostatnich konferencji.
Według zebranych już statystyk, wśród ofiar COVID-19 dominują osoby po 80. roku życia. Tegnell odmówił wzięcia osobistej odpowiedzialności za rozprzestrzenianie się wirusa w domach seniora. Do 1 kwietnia możliwe były wizyty osób najbliższych w tego typu placówkach – później spotkań zakazano. Tegnell twierdzi, że „wcześniejsza restrykcja i tak nie wpłynęłaby na ostateczną liczbę ofiar”.
Stosunek Szwecji do walki z wirusem wciąż budzi kontrowersje. Niektórzy specjaliści już w lutym zakładali, że kraj ten nie poradzi sobie z koronakryzysem, bo nie jest przygotowany na najgorsze.