Linie SAS i Norwegian od zawsze rywalizowały o klientów skandynawskich oraz europejskich. Niewiele zmieniło się w dobie pandemii koronawirusa. Kiedy jeden z przewoźników zgłosił się o pomoc rządową, o dofinansowanie poprosił też dyrektor drugiego przedsiębiorstwa.
Koronakryzys mocno uderzył w branżę podróżniczą. Począwszy od marca wiele lotów trzeba było odwołać, a eksperci są zdania, że z powodu SARS-CoV-2 trzeba będzie „przemodelować” cały rynek lotniczy.
W Norwegii o dofinansowanie ubiegały się dwa przedsiębiorstwa: Norwegian oraz Widerøe, który oferuje loty krótkodystansowe. Dyrektorzy tych firm proszą o środki umożliwiające pokrycie utraconych przychodów w 2020 oraz kolejnym roku. Uważają ponadto, że gwarancje kredytowe to za mało, by uratować firmy przed upadkiem.
„Przy tym, jak beznadziejny okazał się dla nas sezon letni, nie mamy wystarczających środków finansowych, by przetrwać zimę. Potrzebujemy wszelkiej pomocy, jaką tylko możemy uzyskać”, apeluje Jacob Schram, dyrektor generalny Norwegian, będący też twórcą stacji benzynowych Circle K. Ostatnia rozmowa ze Schramem ukazała się na łamach „Dagens Næringsliv”.
Norwegian może w latach 2020–2021 odnieść straty finansowe w wysokości 27 mld koron norweskich. Odpowiada to ponad 11,2 mln polskich złotych.
Cięcia budżetowe i działania oszczędnościowe pomogą zminimalizować tę kwotę, ale szacuje się, że firma nadal będzie potrzebowała 13,5 mld NOK (~5,6 mld PLN), by wyjść na prostą.
Formą pomocy rządowej mogą być: zwolnienia podatkowe, dodatkowe gwarancje kredytowe, a nawet przelewy pieniężne. Iselin Nybø, minister handlu i członkini partii Venstre, długo pozostawała niezdecydowana co do formy dofinansowania. Nie była też pewna, czy rząd, a właściwie państwo powinno zostać akcjonariuszem Norwegian.
„Nie chcę budować w norweskich przedsiębiorstwach wielkich oczekiwań”, mówiła lakonicznie jeszcze niedawno.
Dyrektor SAS miał nadzieję, że Norwegia zjednoczy siły ze Szwecją i Danią, tak by wszystkie państwa zostały udziałowcami w jednej firmie. To się jednak nie ziściło. W międzyczasie eksperci ds. rynkowych zdążyli przewidzieć, że skandynawska branża lotnicza poddana zostanie wkrótce „gruntowemu przeglądowi”.
Po latach rywalizacji Norwegian i SAS znalazły się w tym samym, martwym punkcie. Blokady na podróże zostały wycofane, a mimo to pasażerowie nie decydują się na loty: kursuje zaledwie kilka samolotów i nie zawsze są one w pełni zapełnione.
W całym sierpniu na usługi Norwegian zdecydowało się jedynie 313 tys. osób. To o jedną dziesiątą mniej klientów niż rok temu, o analogicznej porze. Na podróż ze SAS zdecydowało się ok. 700 tys. osób, co również okazało się dużą stratą dla przewoźnika. Pasażerowie decydują się obecnie na loty krótkodystansowe, co negatywnie przekłada się na zarobki SAS i Norwegian.
Według wszelkich eksperckich prognoz podróżowanie samolotami wróci do normy dopiero około roku 2022. Na rynku skandynawskim koronakryzys może ponieść za sobą poważne zmiany sektora lotniczego. Norwegian to przedsiębiorstwo niskokosztowe. Silniejszą pozycję w branży ma SAS i wierzy się, że firma wyprze dawnego konkurenta z rynku.
Kilka miesięcy temu Norwegian był na granicy bankructwa – uratował go rząd oraz niezależni pożyczkodawcy. Ogromny plan ekspansji międzykontynentalnej Norwegian w zeszłym roku zakończył się pozostawieniem linii lotniczej z wadliwymi Boeingami oraz potężnymi długami.
„Przed liniami Norwegian kilka naprawdę ciężkich miesięcy. Właściwie nie istnieje inny lokalny przewoźnik, który mógłby odkupić tę firmę. Jedyny wyjątek stanowi Ryanair, ale taki scenariusz wydaje się mało prawdopodobny”, powiedział Jacob Pedersen – analityk Sydbank – w rozmowie ze „Svenska Dagbladet”.
SAS zwolnił niedawno 5000 swoich pracowników i prawdopodobnie wprowadzi wkrótce obniżki płać na poziomie 15–25 proc.