Duńskie fermy hodowlane, na których konieczne było uśmiercenie milionów norek, przeżywają prawdziwy horror. Zakopane zwłoki zaczęły wydobywać się na powierzchnię ziemi.
Do nietypowego zdarzenia doszło w Północnej Jutlandii. Kilka tygodni temu potwierdzono tu mutację koronawirusa u norek hodowlanych. Niebezpieczny wirus mógłby zagrozić życiu ludzi. W brytyjskim dzienniku „The Guardian” opisano straszliwy powrót norek do życia.
Okazuje się, że norki, które po wybiciu pośpiesznie zakopano w płytkich grobach, postanowiły „odpłacić się” swoim oprawcom – ponoć wydostają się na powierzchnię ziemi. W wyniku procesów naturalnych i działania gazów ich gnijące ciała wydobywają się spod gleby, bo pęcznieją i są wypychane poza grunt. Koszmarną sytuację na fermach opisał brytyjskim dziennikarzom rzecznik duńskiej policji Thomas Kristensen.
Parę tygodni w Danii zaplanowano odstrzał około 15 mln norek. To dla kraju potężna strata: 40 proc. wszystkich futer z tych właśnie zwierząt, dystrybuowanych na całym świecie, pochodzi właśnie z Jutlandii.
Norki zakopano około jednego metra pod ziemią. Planuje się kolejny pochówek: w grobach dwa razy głębszych. Niepokojąca jest jednak bliska odległość między „cmentarzem” a pobliskimi źródłami wody. Już teraz władze obawiają się, że lokalne zasoby wodne zostaną zanieczyszczone. „Jyllands-Posten” podaje, że co najmniej dwóch burmistrzów tutejszych miast oczekuje spalenia zwłok norek.
W środę Uniwersytet Johns Hopkins podał, że w Danii od początku epidemii potwierdzono 74 tys. infekcje koronawirusowe oraz 800 zgonów.