W wyniku błędów nawigacyjnych załogi, prom Marco Polo osiadł na mieliźnie u wybrzeży Blekinge jesienią ubiegłego roku, co doprowadziło do jednego z największych wycieków ropy w historii Szwecji. Firma żeglugowa TT-line, w oficjalnym oświadczeniu, przyznała, że przyczyną incydentu były błędy ludzkie.
Podczas sześciogodzinnego rejsu między Trelleborgiem a Karlshamnem, prom Marco Polo osiadł na mieliźnie na północny zachód od wyspy Hanö. Według TT-line, załoga nie zweryfikowała odpowiednio pozycji statku, a także niewłaściwie korzystała z dostępnych urządzeń nawigacyjnych, takich jak radar czy sonar. Alarmy, które aktywowały się na mostku, nie zostały zbadane z należytą uwagą.
Katastrofa miała miejsce, gdy po raz drugi statek osiadł na mieliźnie, co spowodowało uwolnienie do morza pomiędzy 46 a 53 tonami paliwa. Ostatecznie, z pomocą statku bunkrującego, udało się odzyskać między 116 a 122 tonami paliwa z 169 ton znajdujących się w zbiornikach statku.
Wpływ wycieku na środowisko był dramatyczny. Olej dotarł do lądu, zanieczyszczając około 2,5-kilometrowy odcinek wybrzeża. Tysiące ptaków zostało zalanych olejem, co wymusiło rozpoczęcie kosztownych prac porządkowych, które nadal trwają i które, jak szacuje się, pochłoną setki milionów euro.
Po wypadku prom został odholowany do Gdańska, gdzie obecnie trwają prace naprawcze. Plan zakłada, że Marco Polo zostanie przywrócony do eksploatacji do połowy 2024 roku.
Sprawą zajmują się już odpowiednie organy, w tym Państwowa Komisja Wypadkowa. Prowadzone jest również dochodzenie w sprawie wykroczeń przeciwko środowisku, które ma ustalić, kto będzie odpowiedzialny za pokrycie kosztów oczyszczania. Wyniki tych dochodzeń mogą mieć kluczowe znaczenie dla przyszłych procedur bezpieczeństwa i regulacji w transporcie morskim.