SARS-CoV-2 nie jest ani pierwszą, ani z pewnością ostatnią pandemią, z jaką mierzy się świat. Dziś wiemy już, że poprzednie epidemie potrafiły dziesiątkować całe kraje.
„Pandemie to szkło powiększające, które rzuca światło na tak skomplikowane kwestie, jak uwarunkowania społeczne. Pokazuje nam też różnice między kobietami a mężczyznami, jeśli chodzi o życie w czasach zagrożenia epidemicznego”, wyjaśnia May-Britt Ohman Nielsen, profesor historii medycyny na Uniwersytecie w Agder.
Nielsen odwołuje się m.in. do cholery i gruźlicy, by dowieść, że epidemie w różny sposób wpływają na przedstawicieli obu płci. „Na przestrzeni stuleci choroby zakaźne dotykały kobiet i mężczyzn na różne sposoby. Na przykład gruźlica: stanowiła większe zagrożenie dla mężczyzn, choć dziś można z nią żyć.”
W przeszłości to mężczyźni zarażali się chorobami zakaźnymi jako pierwsi – podróżowali bowiem częściej, to oni byli marynarzami, kupcami czy żołnierzami. W efekcie „przywozili” choroby do swoich domów. Poddani opiece przez żony, matki czy siostry, infekowali kolejne osoby.
„Kobiety odczuwały kiedyś większą presję, często po prostu musiały zajmować się swoimi mężczyznami – niezależnie, czy tego chciały, czy nie. ‘Priorytet’ mieli w rodzinach ci, którzy zarabiali pieniądze, a choroba grała drugie skrzypce”, tłumaczy Nielsen w wywiadzie dla science norway.
„Kobiety dźwigały ciężar troski i brały na siebie emocjonalną odpowiedzialność za mężczyzn. To jest właśnie różnica, która widoczna była zwłaszcza w dawnych czasach: kobiety miały na głowie mężów, dzieci i dalszą rodzinę, także w dobie epidemii.”
Cholerą zarażano się głównie w kontakcie z wodą pitną. Dziś nauka pozwala szybko pogłębiać swoją wiedzę, ale niegdyś nie było tak łatwo. Kiedy nie można było zidentyfikować źródła infekcji, pojawiały się teorie spiskowe. Według wielu „winne wszystkiemu” były właśnie kobiety.
„Byli tacy, którzy uważali, że cholera to kara boża, zesłana z powodu grzesznych, rozwiązłych kobiet”, tłumaczy Nielsen. „To przekładało się również, w mniejszym stopniu, na mężczyzn. Na przykład sądzono, że epidemie to kara za pijaństwo.”
Gruźlica miała być wywołana przez problemy z higieną osobistą. Z tego powodu wprowadzono surowe wymagania i oczekiwania wobec gospodyń domowych i ich codziennej pracy. „Gdy w domu pojawiała się gruźlica, gospodynię uważano za kobietę źle wywiązującą się ze swoich obowiązków. To przynosiło prawdziwą hańbę.”
Ole Georg Moseng, profesor historii na Uniwersytecie Norwegii Południowo-Wschodniej, zajmuje się kwestią plag oraz zaraz i uważa: „Podobnie jak COVID-19, plaga rozprzestrzenia się w wyniku postępującej globalizacji.”
„Najstarszy przypadek plagi przypada na 3900 r. p.n.e. Z kolei ostatnia odnotowana zaraza miała miejsce na Madagaskarze trzy lata temu. Epidemie dżumy występują każdego roku w kilku krajach na całym świecie. Innymi słowy, zaraza to coś, co w dalszym ciągu jest zmorą znanego nam świata”, wyjaśnia Moseng.
Tzw. Czarna Śmierć, która panowała w XIV-wiecznej Europie, wywołana była przez migracje kupców, odkrywców i handlarzy. Według Mosenga nie jest wykluczone, że we współczesnym świecie ruchy migracyjne też mogą wywołać zarazę.
„Pod koniec XIX wieku w Indiach i Chinach wybuchła trzecia epidemia dżumy. Przez dwie następne dekady była zmorą całego świata. W Europie wywołała później kilka mniejszych epidemii”, ostrzega Moseng.
Dżuma dużo bardziej dotknęła kobiety. Prawdopodobnie dlatego, że częściej przebywały w domach, gdzie zalęgały się roznoszące chorobę szczury. „Żona w gospodarstwie miała dużą władzę, podczas gdy normy burżuazyjne zapewniały mężczyznom wyraźniejszą pozycję przywódczą w rodzinie”, przytacza Moseng.
Szczególnie śmiertelna dla mężczyzn okazała się hiszpańska grypa. Choroba pojawiła się w 1918 roku w Norwegii i sprawiła, że w kraju tym zmarło 15 tys. Norwegów – 0,6% populacji. Liczba osób zakażonych miała sięgać 50 proc. populacji.
„Zwłaszcza latem 1918 roku najwięcej ofiar było po stronie męskiej. Mężczyźni mieli większy kontakt z innymi ludźmi, głównie ze względu na podjętą pracę. Kobiety częściej zostawały w domach”, zaznacza Svenn-Erik Mamelund, związany z uniwersytetem OsloMet. W latach 1918–1919 owdowiało około 4800 kobiet.
May-Britt Ohman Nielsen zauważa, że współcześnie, w dobie pandemii koronawirusa, szczególnie narażeni na infekcje są pracownicy służby zdrowia. „Tak samo było wiele lat temu, najwięcej zachorowań notowano wśród osób, które leczyły gruźlików. Najwięcej ofiar notowano wśród pielęgniarek, które wysłano do sanatoriów. Jak wiadomo, to niemal zawsze kobiety.”
Pamiętne wydarzenia z przeszłości dostarczają nam ważnych informacji, jak radzić sobie z dzisiejszą pandemią koronawirusową. Według Nielsen najbardziej „znamienite” są tutaj doświadczenia z hiszpańską grypą, która nauczyła środowisko medyczne, że zawsze trzeba być gotowym na przyjście kolejnej pandemii. I że może być ona ciężka do zwalczenia.