Sztokholm. Ciężarna kobieta, która trafiła na ostry dyżur, została przedwcześnie odesłana do domu i zmarła kilka godzin później.
Pacjentka skarżyła się na zadyszkę i silne bóle w klatce piersiowej. Lekarze podali jej paracetamol i stwierdzili, że może opuścić szpital. Wkrótce potem kobieta była już martwa: zmarła w wyniku pęknięcia aorty.
Do zdarzenia doszło w styczniu. Kobieta była w trzydziestym pierwszym tygodniu ciąży. Trafiła do sztokholmskiego szpitala Sankt Göran, gdzie umieszczono ją na oddziale intensywnej terapii. Lekarze wykonali badania elektrokardiograficzne, oglądając przy tym jej płuca oraz serce. Okazało się, że tętnica główna pacjentki jest wyraźnie powiększona.
Niestety, stwierdzono, że stan kobiety nie zagraża jej życiu – choć nie było to prawdą. Sprawę nagłośniło Szwedzkie Radio, w programie „Sveriges Radio P4”.
Zbagatelizowano stan poszerzonej aorty, uznając, że nie będzie miała ona negatywnego wpływu na włókna mięśni gładkich. Lekarz przepisał chorej Alvedon – szwedzki lek przeciwbólowy – i kazał jej wrócić do domu. Umówił ją też na ultrasonografię serca.
Po zaledwie czternastu godzinach ciężarna kobieta wróciła do szpitala. Wykryto u niej zatrzymanie akcji serca i wkrótce później stwierdzono zgon.
Po kilku miesiącach o tragedii rozpisują się szwedzkie media. Szpital trafił na niechlubną listę placówek medycznych, na które powinni uważać pacjenci.
Måns Belfrage, lekarz naczelny Sankt Göran, ubolewa nad feralnym zdarzeniem:
„To straszna tragedia, ale też nieszczęśliwy wypadek.”