Amerykańska dziennikarka Jessica Alexander i jej duński mąż, mają bardzo różne podejście do wychowania swoich dzieci, ale Amerykanka ostatecznie przyjęła “duński sposób” i uważa, że inni rodzice też powinni go przyjąć.
Ostatnio byliśmy na wakacjach i byłam świadkiem typowej rodzinnej sceny. Nie musze mówić, gdzie byliśmy. To mogło być gdziekolwiek, w USA, albo wszędzie, w Europie. Mogło to być na plaży, w śniegu, w restauracji albo na ulicy.
Rodzinna jadła obiad a trzyletnia dziewczynka źle się zachowywała. Nie wiem jak grzecznie powinna się zachowywać trzyletnia dziewczynka, ale ojciec w końcu miał dość. Uniósł się, podniósł dłoń, strasząc, że za chwilę ją uderzy otwartą dłonią w twarz, jeśli nie zacznie być grzeczna. To był bardzo duży gość, jak z resztą wszyscy dorośli w porównaniu z małym dzieckiem, więc dziewczynka prawdopodobnie się przestraszyła i rzeczywiście po płaczu, zaczęła się lepiej zachowywać. Nie uderzył on dziewczynki, ale widać było, że musiały już mieć miejsce takie sytuacje. Widziałam już tę scenę w tylu różnych formach, z uderzaniem i szarpaniem, z dziećmi w każdym wieku. Moim jedynym zaskoczeniem było, jak obce stało się to dla mnie.
Dostawałam klapsy w dzieciństwie, jak myślę bardzo wiele osób z pośród nas. Nie miałam z tym problemu. Uważałam, to za normalne, dlaczego nie dać klapsa dziecku, gdy trzeba mu przekazać coś, co absolutnie musi do niego dotrzeć? Tak było, dopóki nie zaszłam w ciążę z pierwszym dzieckiem, wtedy pojawiły się pierwsze poważne wątpliwości. Uważałam, to za oczywiste, że okazjonalnie, gdy będzie trzeba ja lub mój mąż damy dziecku klapsa. Jak inaczej ‘zdyscyplinować’ dziecko? Ale już moje skupienie na słowie dyscyplina było problemem dla mojego duńskiego męża. Nie mógł on zrozumieć, dlaczego nie możemy unikać konkretnych problemów zamiast ‘dyscyplinować’ dziecko. Uważał on mój punkt widzenia za dziwaczny. Ja jego punkt za niepraktyczny.
Prawdą jest, że większość z nas rzadko kwestionuje sposób swojego wychowania. Nasze wychowanie jest dla nas normalne. Społeczeństwa mają wiele głęboko zakorzenionych przekonań o tym, co jest akceptowalne a co nie i rzadko próbujemy się sami zastanowić czy to jest dobre czy złe. To jak byliśmy traktowani w dzieciństwie jest częścią naszego kulturowego dziedzictwa i nosimy to tak jak własną skórę. Klapsy są, chociaż rzadko się o tym mówi otwarcie, mniej lub bardziej akceptowane w wielu miejscach na świecie. Ludzie tak postępują. To się zdarza. Może nie są z tego powodu dumni, ale jest to sposób utrzymywania porządku. Taka jest sytuacja w wielu krajach. Jednak po wielu godzinach ostrych dyskusji z moim mężem, zaczęłam się łamać. Zasypał mnie argumentami a ja niechętnie zaczęłam mięknąć. To nie jest tak, że chciałam uderzać moje dzieci, ale… co można zrobić jak się jest w desperacji? Więc moje końcowe pytanie do niego brzmiało:
“Czy rzeczywiście uważasz, że wychowanie dzieci, bez dawania im klapsów, jest możliwe?”
Jego zupełnie poważną odpowiedzią na to pytanie był śmiech i zdziwienie.
Właśnie to jego szczere zdziwienie moim stanowiskiem spowodowało, że zaczęłam kwestionować tą moja kulturalną skórę, która nosiłam.
Podczas pisania książki “Duński sposób na rodzicielstwo: Jak wychować najszczęśliwsze dziecko na świecie” razem z duńską psychoterapeutką Iben Sandahl, prowadziłyśmy poważne badania nad dawaniem klapsów dzieciom i odkryliśmy otwierające oczy statystyki. Dawanie klapsów dzieciom jest nielegalne w Danii od 1997 roku. W Szwecji zostało zakazane nawet wcześniej w 1979 roku. Jest to zabronione obecnie w 32 krajach, w większości europejskich, kilku południowo amerykańskich, Izraelu, Tunezji i Kenii.
Istnieje cała masa dowodów pokazujących negatywne długoterminowe skutki fizycznego karania dzieci. Prawie wszyscy Duńczycy, z którymi przeprowadzałyśmy wywiady do książki, uważali dawanie klapsów za “bardzo drastyczną, prawie nie do pomyślenia, metodę dyscyplinowania dzieci”.
Więc po wielu badaniach i uważnych rozważaniach, zdecydowałam się spróbować uniknąć ultymatywnego podejścia i skupić się raczej na rozwiązywaniu i unikaniu problemów a nie na dyscyplinowaniu dzieci. Dzisiaj to już siódmy rok jak nie podniosłam ręki na moje dzieci i mogę szczerze powiedzieć, że nie uważam bicia dzieci za konieczny element prawidłowego wychowania. Oczywiście to daje dobre, krótkoterminowe efekty, ale czy tworzy dobra podstawę do wzajemnego zaufania i poczucia własnej wartości? Czy uczy bliskości i szacunku wynikającego z rozumienia się nawzajem czy może wrogości i strachu? To jest kolejny powód, dlaczego Dania jest systematycznie w czołówce najszczęśliwszych krajów na świecie, nie mówiąc o najbardziej pokojowych.
Tu pojawia się u mnie taka myśl: czy gdybyśmy mogli, choć na chwilę, przybrać kulturową skórę Duńczyków, czy idea uderzania naszych dzieci nie byłaby dla nas jak policzek wymierzony w twarz?
Jessica Alexander jest Amerykanką, współautorką książki “Duński sposób na rodzicielstwo: Jak wychować najszczęśliwsze dziecko na świecie”. Od 13 lat jest w związku małżeńskim z Duńczykiem i zawsze fascynowały ja różnice kulturowe. Mówi 4 językami i obecnie mieszka w Rzymie ze swoim mężem i dwójką dzieci.