W miejscowości na południu Szwecji doszło do niecodziennego wydarzenia. We wtorek do lokalnego przedszkola wparowali saperzy – był już wieczór i na szczęście nie zaszła potrzeba ewakuacji. Budynek zamknięto, a wojska inżynieryjne rozpoczęły poszukiwania przedmiotów wybuchowych.
Chwile grozy mogli następnego dnia przeżyć nauczyciele i wszystkie dzieci. Okazało się, że w przedszkolu znaleziono ostrą amunicję. Zostawił ją jeden z uczniów.
Kristianstad to nieduże miasto położone w regionie Skania – na dalekim południu kraju. Pracownicy tutejszego przedszkola trafili na przedmioty osobiste, zostawione przez jednego z wychowanków. Nie wiedzieli, z czym mają do czynienia, ale jeden z obiektów wzbudził ich niepewność. Zadzwonili na policję.
Funkcjonariusze uznali, że mają do czynienia z obiektem wybuchowym i wezwali oddział saperski. Po wnikliwej ocenie uznano, że przedmiot jest zbyt niebezpieczny, by go ruszać. Najlepiej wyszkoleni specjaliści zdemontowali granat w skrupulatnie kontrolowanych warunkach, dbając o bezpieczeństwo własne i wszystkich w pobliżu.
Przedszkolak znalazł materiał wybuchowy na terenie wykorzystywanym przez wojsko do ćwiczeń. „Bawił się” tam, niepilnowany przez rodziców.
Teren jest duży i najczęściej opuszczony, a przy tym potencjalnie otwarty dla osób zainteresowanych. Mieszkańcy nie powinni wałęsać się po strefie szkoleń wojskowych, ale nie jest ona uważnie strzeżona. Porozrzucanych tu materiałów nie należy dotykać.
Tożsamość dziecka nie została ujawniona. Policja przekazała mediom jedynie wiek: przedszkolak nie ma jeszcze siedmiu lat.
Rzecznik policji powiedział, że sprawa jest teraz zamknięta i nie podlega dochodzeniu kryminalnemu.
Funkcjonariusz policyjny Thomas Söderberg – który pojawił się na miejscu zdarzenia tuż po telefonie nauczycieli – jest zdania, że mogło dojść do prawdziwej tragedii:
„Takie materiały są szalenie niebezpieczne. Gdyby eksplozja nastąpiła w przedszkolu, kiedy dzieci były w budynku, sprawy potoczyłyby się naprawdę źle. Chłopiec, który przyniósł granat ze sobą, musiał uznać, że wygląda fajnie – pewnie chciał pokazać go kolegom, pochwalić się znaleziskiem. Z tego, co zrozumiałem, rodzice malucha nie wiedzieli, że ich syn zabrał materiał do domu, a potem do szkoły.”
Söderberg podał w wątpliwość umiejętności wychowawcze rodziców. „Muszą koniecznie porozmawiać z dzieckiem o tym, co się stało.”
W rozmowie z „Expressen” policjanci powiedzieli, że stan granatu wskazywał, iż mógł on być przez pewien czas ukrywany.
Söderberg podkreśla, że sytuacja jest dziwna, ale nie odosobniona. W przeszłości uczeń podstawówki miał znaleźć podobny materiał i też przyniósł go do swojej szkoły.
„Postawił go na stole do ping-ponga. Kiedy jeden z pracowników budynku zobaczył, co ten mały zabrał ze sobą do szkoły, prawie dostał zawału”, opowiada Söderberg.
Po ocenie saperów okazało się, że nie było tak naprawdę powodów do obaw – urządzenie od lat było już niedziałające.