Drony, naruszenia przestrzeni powietrznej, uzbrojone myśliwce i desanty z udziałem wojsk sojuszniczych. Region Morza Bałtyckiego przeszedł w stan podwyższonej gotowości. Gotlandia – strategiczna wyspa między Szwecją a krajami bałtyckimi – stała się areną manewrów wojskowych, które jasno sygnalizują jedno: NATO i Szwecja nie zamierzają zostać zaskoczone przez Rosję.
Gotlandia – bastion Bałtyku
Dwa czarne śmigłowce Blackhawk tną powietrze nad drzewami i lądują z hukiem na poligonie Tofta, nieopodal Visby. Na ich pokładzie znajduje się m.in. wiceadmirał Ewa Skoog Haslum, szefowa dowództwa operacyjnego szwedzkich sił zbrojnych.
Na pierwszy rzut oka to zwykłe ćwiczenia. Ale w kontekście ostatnich wydarzeń – incydentów z rosyjskimi dronami i naruszeniami przestrzeni powietrznej – Tofta staje się symbolem nowej fazy militarnego napięcia w regionie.
– Od 2022 roku widzimy zupełnie inne, agresywne działania – powiedziała Haslum w wywiadzie dla dziennika Dagens Nyheter.
W ostatnich tygodniach szwedzkie myśliwce Gripen kilkakrotnie startowały w odpowiedzi na rosyjskie prowokacje w przestrzeni powietrznej. Duńskie lotniska paraliżowały drony, a w Polsce odnotowano wtargnięcie ok. 20 rosyjskich dronów w przestrzeń powietrzną.
Gotowość bojowa: broń na ostro
Obecnie Jas 39 Gripen nie wzbija się już tylko z karabinem. Uzbrojony jest w pociski IRIS-T (Robot 98) – krótkiego zasięgu, ale o dużej precyzji.
– Jeśli zidentyfikujemy drona jako podmiot państwowy, zestrzelimy go. Mamy do tego prawo – zapewnia Haslum.
To samo dotyczy rosyjskich samolotów bojowych, które naruszyły przestrzeń Estonii. W 2024 roku tylko szwedzkie siły wykonały ponad 300 lotów gotowości bojowej.
Jeszcze kilka lat temu standardem było tylko uzbrojenie w karabin. Dziś Siły Powietrzne jawnie pokazują, że mają na pokładzie ostre rakiety – i są gotowe ich użyć.
– Rosja wykazuje coraz większą agresję. Musimy dostosowywać uzbrojenie adekwatnie do zagrożenia – mówi Jonas Wikman, szef sił powietrznych.
NATO reaguje. Polska desantuje wojska
Ćwiczenia Gotland Sentry to nie tylko szwedzki pokaz siły. W akcji biorą udział polskie siły powietrznodesantowe. Sześciu żołnierzy brygady powietrznodesantowej zrzuca z samolotu Hercules sprzęt na białych spadochronach.
To demonstracja gotowości NATO – szczególnie Polski – do błyskawicznego wzmocnienia Gotlandii w razie ataku.
– Umieszczając tutaj jednostkę rakietową, można zamknąć Morze Bałtyckie – mówi wiceadmirał Krzysztof Jaworski, szef operacyjny polskiej marynarki.
Za jego plecami – mobilny system rakietowy Robot 15, który po modernizacji ma zasięg ponad 20 mil morskich. Wystrzelony z Gotlandii może objąć cele aż do wybrzeża Łotwy.
Dla Polski Bałtyk to kluczowy szlak energetyczny i handlowy. Port w Gdańsku obsługuje największy ruch kontenerowy w regionie.
– Jesteśmy całkowicie niezależni od Rosji. Przez Bałtyk idzie nasza ropa, gaz, energia – podkreśla Jaworski.
Nowa doktryna bezpieczeństwa
Scenariusze ćwiczeń są jasne: szybki desant, zajęcie lotniska, zabezpieczenie portów.
– Obrona Gotlandii to także obrona Polski. Wszystko jest powiązane – mówi Jan Thörnqvist, były dowódca operacyjny szwedzkiej armii.
To potwierdza też NATO. Po niedawnym naruszeniu przestrzeni powietrznej Estonii, kraj ten wezwał do konsultacji w trybie artykułu 4 traktatu północnoatlantyckiego. Odpowiedź sojuszu? Pełna solidarność i zapowiedź dyskusji o wzmocnieniu odstraszania – już w październiku, na spotkaniu ministrów obrony w Brukseli.
Przeciwdziałać, ale nie panikować
Ewa Skoog Haslum po ćwiczeniach wraca helikopterem do Sztokholmu. Zanim dotrze do sztabu, komentuje jeszcze ostatnie wydarzenia:
– To był bardzo intensywny czas. Ale najważniejsze jest zachowanie spokoju i chłodna analiza – mówi.
Zwraca uwagę na to, że działania Rosji mogą mieć na celu coś więcej niż tylko demonstrację siły:
– Ich celem może być wywołanie strachu i podziału społeczeństwa. Musimy temu przeciwdziałać, opierając się na faktach.
