Anders Tegnell, odpowiedzialny za liberalny model walki z pandemią SARS-CoV-2 w Szwecji, przyzwyczaił się do ostrej krytyki, która spływa na niego od tygodni. W kraju, w którym właściwie nie wprowadzono żadnego lockdownu, główny epidemiolog spotkał się już z wszystkim: nieprzyjaznymi spojrzeniami na ulicy, wieloma reprymendami, nawet groźbami śmierci. Zmuszano go również, by zerwał współpracę z Agencją Zdrowia Publicznego.
Tegnell pozostaje nieugięty: niedawno znów powiedział, że strategię szwedzką uważa za „dobre rozwiązanie” i jest pewien, że prędzej czy później przyniesie ono pozytywne skutki. Jak na razie liczba zgonów wywołanych w Szwecji przez koronawirusa wciąż pozostaje jedną z najwyższych w Europie.
„Inne kraje powinny były przemyśleć sprawę dwa razy, zanim podjęły decyzję o drastycznym lockdownie”, powiedział epidemiolog w rozmowie z agencją prasową Reuters. „Bo to właśnie taka forma walki z koronawirusem jest eksperymentem, nie nasza, szwedzka.”
Podczas gdy większość krajów w momencie szczytowych zachorowań na COVID-19 zamknęła swoje granice i kazała obywatelom pozostać w domach, w Szwecji życie toczyło się swoim zwyczajnym rytmem. Otwarte były m.in. restauracje, puby, siłownie, kina. Ograniczenia i restrykcje były tu łagodne, a ludzie sami podejmowali większość decyzji dotyczących kontaktów społecznych.
Szwedzka gospodarka jest obecnie jedną z lepiej prosperujących w całej Europie, ale liczba ofiar wynosząca około 5000 niepokoi epidemiologów. W Norwegii, Finlandii i Danii razem wziętych nie umarło tak wiele osób, jak w Szwecji.
Zwolennicy Tegnella chwalą go za „przyszłościowe podejście do nieuniknionego nieszczęścia” (tj. drugiej fali epidemii). 64-letni epidemiolog jest zapalonym ogrodnikiem. Miłośnicy dobrze o tym wiedzą i stale wysyłają mu bukiety kwiatów.
Szwedzcy Demokraci nie należą do fanów Tegnella, a śmierć osób starszych (które najczęściej zarażają się wirusem COVID-19) określają jako „masakrę”. To właśnie reprezentanci tej partii chcą, by posadę głównego państwowego epidemiologa przejął inny specjalista.
Tegnell przyznaje, że liczba ofiar jest przytłaczająca. Nie podziela jednak zdania Szwedzkich Demokratów, jakoby istniał bezpośredni związek między brakiem lockdownu a nasilonymi infekcjami wśród seniorów. Według 64-latka problemem są „zdecentralizowany system opieki zdrowotnej”, przyzwyczajenia turystyczne Szwedów oraz kiepskie warunki życia w domach seniora.
Według Tegnella osoby go krytykujące nie myślą zupełnie o potencjalnych konsekwencjach, jakie mogłyby wyniknąć z lockdownu:
„To fascynujące, jak mało rozmawialiśmy w Szwecji o negatywnych skutkach lockdownu. A dało się je zaobserwować w innych państwach, gdzie dochodziło na przykład do przemocy domowej, albo gdzie krzywdzone były dzieci w wieku szkolnym.”
„Strategie walki z koronawirusem są różne, różne są też środki służące do tej walki. To bardziej skomplikowane niż mogłoby się zdawać”, powiedział Tegnell, według którego COVID-19 jest wirusem ciężkim do zrozumienia i opanowania.
W porównaniu z kwietniem śmiertelność, wynikająca z zachorowań na koronawirusa, spadła w Szwecji o 70 proc. Według Tegnella są kraje Europy, które bardziej ucierpiały z powodu epidemii – m.in. Włochy, Hiszpania czy Wielka Brytania.
Epidemiolog nie jest pewien, czy strategie przyjęte przez nordyckich sąsiadów były uzasadnione i pyta: „Czy oni w ogóle mieli powód, by wprowadzać bezwzględny lockdown?”
Jak na razie Szwedzi wciąż nie mogą podróżować do innych krajów europejskich – w odróżnieniu od Norwegów czy Duńczyków. Allan Randrup Thomsen, profesor wirusologii na Uniwersytecie w Kopenhadze, mówi wprost: „Strategia Szwedów się nie powiodła”.
„Wysoka liczba infekcji w Szwecji wynika w znacznej mierze z tego powodu, że nie wprowadzono tam lockdownu w odpowiednim momencie.”