W maju państwowy epidemiolog Szwecji Anders Tegnell powiedział, że sytuacji epidemicznej nie należy w jego kraju oceniać aż do jesieni. Argumentował, mówiąc, że w okolicy listopada Szwedzi wypracują w sobie wysoką odporność na koronawirusa i w efekcie liczba zgonów, wywołanych przez COVID-19, stanowczo spadnie.
Stało się jednak inaczej. Liczba osób hospitalizowanych w Szwecji stale rośnie. W Sztokholmie, który stanowił epicentrum zachorowań wiosną i jest nim teraz, podczas drugiej fali epidemii, co piąta osoba testowana pod względem COVID-19, otrzymuje pozytywny wynik. Wirus jest jeszcze bardziej rozpowszechniony, niż sugerują oficjalne dane.
„Szwedzka strategia walki z koronawirusem okazała się porażką. Cztery dni temu mieliśmy ośmiokrotnie więcej zachorowań (w przeliczeniu per capita) niż w Finlandii, a także ponad trzy razy więcej niż w Norwegii”, powiedziała Lena Einhorn, szwedzka wirusolog.
„Zaobserwowaliśmy, że te kraje, które miały wiosną wiele przypadków infekcji i które wprowadziły lockdown, teraz też skarżą się na dużą liczbę nowych zachorowań”, dodaje Sara Byfors, związana ze Szwedzką Agencją Zdrowia Publicznego. Jej zdaniem epidemia koronawirusa jeszcze długo będzie problemem Europy.
Tegnell zmienił zdanie od wiosny. Obecnie nie potrafi odpowiedzieć, który organizm jest w stanie wypracować odporność na COVID-19, a który nie. Wie jednak, że walka z wirusem potrwa jeszcze wiele miesięcy (lub lat) i konieczne jest opracowanie strategii tej walki.
Od początku pandemii w Szwecji nie wprowadzono żadnego surowego lockdownu. Zamiast tego władze zalecają obywatelom, by dbali o higienę rąk, zachowywali dystans społeczny i pracowali ze swoich domów. To jedyny kraj europejski, w którym nie panuje nakaz noszenia maseczek w przestrzeni publicznej.
Osobne, surowsze restrykcje wprowadzono w regionach, gdzie wyższe jest ryzyko infekcji. „Szwedzki rząd nadal stawia na dobrowolność większości działań, ufa swoim obywatelom. Oczekuje, że Szwedzi będą stosować się do oficjalnych zaleceń. Liczy, że taka strategia przyniesie pożądany skutek: że krzywa zachorowań zacznie kierować się w dół”, wyjaśnia Byfors.
Nie wszystkim Szwedom podoba się taka postawa władz. Fredrik Sund pracuje w szpitalu uniwersyteckim w Uppsali – zarządza kliniką chorób zakaźnych. Trzy tygodnie temu Uppsala została pierwszym regionem, który otrzymał polecenie wprowadzenia surowszych obostrzeń covidowych. Jednak według Sunda obostrzenia to za mało, a władze powinny wprowadzić bezwzględny lockdown:
„Ostatnie tygodnie pokazały, że zalecenia nie zawsze są przestrzegane. Przy takim wzroście infekcji, jaki ma teraz miejsce, to tak, jakbyśmy sami wyrządzali sobie krzywdę.”
Co osiem dni liczba osób hospitalizowanych z powodu infekcji koronawirusowej podwaja się. Można mówić o najszybszym wzroście przypadków w Europie (jeśli chodzi o kraje udostępniające dane covidowe). Tegnell otwarcie przyznaje, że takie wskaźniki są niepokojące, choć dodaje też, że w szwedzkich szpitalach wciąż pozostaje 75–80 proc. wolnych miejsc dla chorych na oddziałach intensywnej terapii. Druga fala epidemii uderzyła w Szwecję o kilka tygodni później niż w wielu innych państwach europejskich.
Około 1 na 10 testów na COVID-19 w Szwecji daje wynik pozytywny (w Sztokholmie – 1 na 5 testów). Gdyby prowadzono więcej badań, przypadków infekcji wykrywano by jeszcze więcej.
W tym tygodniu koronawirus znów zaatakował domy opieki – ponownie rośnie w nich liczba chorych. To niepokojący sygnał: w okresie od kwietnia do czerwca właśnie w domach starca zanotowano najwięcej zgonów covidowych.
Krytycy szwedzkiej strategii antycovidowej obawiają się jednak, że im częściej obywatele narzekają na podejście władz do epidemii, tym bardziej Agencja Zdrowia Publicznego przy nim obstaje. „Służba zdrowia jest po prostu uparta. Nie potrafi przyznać się do błędu, choć to błąd bardzo kosztowny – kosztujący życie ludzkie”, powiedziała doktor Lena Einhorn.
Z powodu koronawirusa zmarły dotąd w Szwecji 6122 osoby.