Imigranci w Szwecji – media próbują ich demonizować, a ultraprawicowi politycy najchętniej sami powywoziliby ich z powrotem na Bliski Wschód czy do Afryki. Klimat polityczny i napięcia społeczne sprawiają, że nie zawsze widzimy ich ludzką twarz.
24-letni Abdallah Saleh opuścił Damaszek w 2014 roku, a za cel swojej podróży upatrzył sobie Skandynawię. Słyszał, że to raj na ziemi, choć do pełni szczęścia wystarczyło mu, że w żadnym z tutejszych państw nie trwa wojna. We wrześniu 2015 r., po blisko rocznej tułaczce, udało mu się dobrnąć do Malmö, w południowej Szwecji.
Saleh długo szukał zatrudnienia i po dziesięciu miesiącach dostał pierwszą pracę: jako kasjer. Trzy kolejne lata uczył się języków (szwedzkiego i angielskiego), w międzyczasie cały czas pracując. Uczęszczał na zajęcia w szkole dla osób dorosłych.
W tym roku odniósł pierwszy poważny sukces. Dostał się na Państwową Wyższą Szkołę w Halmstad, na wydział technologii informatycznych. Jego uczelnia należy do Europejskiego Stowarzyszenia Uniwersyteckiego.
„To było moje marzenie od czasów liceum”, powiedział Saleh w emocjonalnej rozmowie z dziennikarzami.
W 2015 roku imigranci napływali do Szwecji z wszystkich stron. Przyjęto wtedy 163 tys. azylantów, co było absolutnym rekordem w skali kontynentu. Jedną trzecią tej liczby stanowili Syryjczycy. „Każdego dnia kolejka osób ubiegających się o azyl była nieskończenie długa. Przed zamknięciem biur ci ludzie walili w okna, błagając o pomoc”, wspomina jeden z pracowników Agencji Migracyjnej.
Eksperci unikają tematu imigrantów w Szwecji. Twierdzą, że ocena, jak dobrze zintegrowali się cudzoziemcy z rodowitymi Szwedami, jest niemożliwa – ponoć za wcześnie jeszcze na zebranie adekwatnych statystyk. Ci, którzy ośmielą się złamać tabu, mówią o „pozytywnych prognozach”.
Pieter Bevelander, profesor do spraw migracji wykładający na Uniwersytecie w Malmö, powołuje się na dane z 2016 roku: „Spośród Syryjczyków, którym przyznano azyl w 2010, siedemdziesiąt procent znalazło zatrudnienie. Podobny wynik powinien dotyczyć tych osób, które przybyły do Szwecji w 2015.”
Eleonora Mussino z Uniwersytetu Sztokholmskiego uważa, że Szwedzi i Syryjczycy (ci rodowici) mogą pochwalić się podobnym stopniem wykształcenia – tylko w teorii różni ich wszystko.
W Szwecji mieszka 10,3 mln ludzi. Dwanaście procent z nich urodziło się poza granicami UE. Imigranci napływają do tego państwa począwszy od lat 90. Wtedy były to osoby głównie z byłej Jugosławii; później popularną grupą migrancką stali się Somalijczycy i Irakijczycy.
Bardzo antyimigranckie wartości wyznaje partia Szwedzcy Demokraci – dziś trzecia siła polityczna w kraju. Ekspert ds. migracyjnych Joakim Ruist podkreśla, że Szwedzi zawsze mieli mieszane zdanie w kwestii uchodźców – także przed kryzysem z 2015 roku. „Tolerancja zawsze była ‘krucha’, a Szwedzi sprzeciwiający się migracjom społecznym istnieli także w ubiegłym wieku.”
Syryjczycy skarżą się, że muszą w Szwecji żyć na uboczu. Ali Haj Mohammad ma 45 lat, nie potrafi znaleźć pracy, a lokalni mieszkańcy traktują go w oziębły sposób:
„Odnoszę wrażenie, że Szwedzi nie chcą rozmawiać z uchodźcami. Mój szwedzki nie jest najlepszy, ale nie jestem w stanie go udoskonalić, bo nie udaje mi się znaleźć zatrudnienia. Wolny czas spędzam więc z imigrantami z Syrii czy Iraku.”
Teodora Abda jest szefową Stowarzyszenia Syryjczyków w Szwecji. Jej zdaniem integracja społeczna imigrantów nie powiodła się, bo cudzoziemcy mają bardzo ograniczony kontakt z rodowitymi Szwedami.
„Ci, którzy przybyli pięć lat temu, woleli zamieszkać ze swoimi rodzinami, często w dzielnicach o dużym stężeniu imigrantów”, wyjaśnia Abda. To właśnie w tych miejscach poważnym problemem są bezrobocie i ubóstwo, prowadzące do wykluczenia społecznego, a czasem napędzające konflikty gangsterskie.
Szwedzki rynek pracy wymaga podwyższonych kwalifikacji i może okazać się twardym orzechem do zgryzienia dla osób, które przybywają z obszarów objętych wojną.
38-letnia Majda Ibrahim przybyła do kraju siedem lat temu i przez dłuższy czas borykała się z wieloma problemami. Dziś mieszka w Skogås, na przedmieściach Sztokholmu, wraz z mężem i piątką dzieci. Wszystkie są zapisane do szkół, ich rodzice zarabiają pieniądze. Mieszkanie ma trzy pokoje.
To pierwszy prawdziwy dom Majdy i jej najbliższych – wcześniej Ibrahimowie musieli szukać lokali na tzw. czarnym rynku. Przypadek Majdy dowodzi, że imigranci w Szwecji nie zawsze wpisują się w najgorszy stereotyp. Cała rodzina zyskała niedawno szwedzkie obywatelstwo.