W Sztokholmie doszło parę miesięcy temu do incydentu, który niektórzy określali jako „napaść”. Ciężarna pasażerka metra podróżowała po mieście bez biletu, bo „nie zdołała go kupić”.
Dwaj ochroniarze wyprowadzili ją z pociągu i wielu komentujących uznało, że stosowali wobec niej przemoc. Prokurator twierdzi jednak, że wcale nie była to forma ataku.
W lutym sieć obiegło nagranie wideo, pokazujące jak kobieta siłą wyprowadzana jest z wagonu metra. U jej boku znajdowało się małe dziecko. Dużo mówiono wtedy o tym, że ochroniarze stosują przemoc i oceniają kobietę przez pryzmat własnego rasizmu.
Kolejny klip ujawnił, że pasażerka została popchnięta na ławkę. Jednocześnie drugi z pracowników ochrony usiłował uspokoić towarzyszącą grupie 5-latkę – córkę kobiety.
Ofiary przewieziono do szpitala, choć nie były ranne.
Oskarżeni o napaść zostali zawieszeni w pełnieniu obowiązków służbowych. We wtorek stacja TV4 poinformowała, że zarzuty zostały wycofane. Prokurator Lucas Eriksson uznał, że „nie doszło do poważnego aktu przemocy”.
Ocenę wydał na podstawie nagrań z podziemnego monitoringu: dokładnie je przeanalizował i uznał ochroniarzy za niewinnych.
„To była rutynowa kontrola biletów, a zatrzymana kobieta jeździła 'na gapę’. Nałożyli na nią karę grzywny, a ona ją odrzuciła na ziemię. Musisz ją mieć, jeśli chcesz dalej jechać bez biletu… Z tego powodu ochroniarze wyprosili kobietę z pociągu, robiąc to bardzo uprzejmie”, tłumaczy Eriksson.
„Sama pogorszyła swoją sytuację. Na nagraniu z monitoringu widać, że opiera się pracownikom ochrony.”
Eriksson zwrócił jednak uwagę na ciążę pasażerki i fakt, że towarzyszyła jej córka. Uznał, że ochroniarze mogli przymknąć oko na brak biletu i powinni pozwolić kobiecie jechać dalej. „Czasami nie warto podejmować bezsensowną walkę. Ta kobieta podróżowała z małym dzieckiem. Strasznie mi go szkoda.”