W większości krajów Starego Kontynentu zamknięte są bary, restauracje i przede wszystkim szkoły. Szwecja wyróżnia się pod tym względem nawet na tle Skandynawii. Czynne są między innymi szkoły należące do grupy Kunskapsskolan.
Niektórzy, także wśród Szwedów, podważają tę decyzję, uważając, że szkoły i miejsca pracy nie powinny być czynne w czasie epidemii. Wystarczyło, by w aglomeracji sztokholmskiej – jak dotąd najgorzej dotkniętej przez koronawirusa – pojawiły się wstępne oznaki stabilizacji, a na ulicach zaczęło robić się tłumnie. Teoretycznie wskaźnik zachorowań nieznacznie zakrzywia się w Sztokholmie w dół, ale specjaliści podkreślają, że to wszystko może być zwodnicze.
W jednej ze szkół Kunskapsskolan (leżącej na południowy zachód od centrum stolicy) życie toczy się normalnym rytmem. Jedyne, co się zmieniło, to że niektórym uczniom ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi poświęca się mniej uwagi, bo zmniejszyła się liczba nauczycieli. Dyrektor tej placówki, Lisa Norming, podkreśla, że to niezwykle ważne dla dobra samych uczniów, aby mogli przyjść do szkoły i zobaczyć się z wychowawcami. Niektórzy pochodzą z tak zwanych trudnych domów.
„To naprawdę poważna sprawa. Chodzi o układ dnia, o rutynowe czynności, które muszą zostać wykonane, by uczniowie czuli się dobrze i bezpiecznie”, wyjaśnia Norming.
Szwedzkie władze oparły się pokusie zamknięcia szkół: choć zrobili tak przywódcy większości innych państw. Politycy ze Szwecji ostrzegają przed poważnymi konsekwencjami społecznymi i ekonomicznymi, które mogą wynikać z całkowitej kwarantanny kraju, z bezwzględnego lockdownu.
Wprowadzone obostrzenia są dość ogólnikowe i mało surowe w porównaniu z resztą Europy. Wytyczne mówią o częstym myciu rąk, dystansie społecznym, unikaniu podróży oraz pracy zdalnej zawsze, gdy tylko jest możliwa.
„Nie nakazujemy ludziom siedzieć w domu – to bardzo ważna część naszej polityki”, zaznacza dumnie Johan Carlson, dyrektor Urzędu Zdrowia Publicznego. „Wręcz przeciwnie: powinniśmy mieć możliwość wyjścia na zewnątrz, powinniśmy ćwiczyć, zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Jest to dobre dla zdrowia fizycznego i psychicznego.”
Szwecja stawia na dobrowolne unikanie kontaktów społecznych – nic nie jest tu narzucone. Kilka tygodni temu mówiono tu o „odporności stadnej”. Teraz celem jest odciążenie przepracowanych lekarzy: w myśl zasady, że oni też muszą być zdrowi, jeśli mają pracować dalej w szpitalach. Na oddziałach intensywnej terapii wciąż stoją wolne łóżka, ośrodki nie są przeludnione.
Na koronawirusa zmarło w Szwecji już ponad 2152 ludzi. W stosunku do liczby ludności ofiar jest mniej niż we Francji, Hiszpanii i Wielkiej Brytanii, ale więcej niż w sąsiedniej Danii czy Norwegii. Władze innych państw nordyckich przyjęły bardziej rygorystyczną strategię walki z COVID-19.
Z raportu Norweskiego Urzędu Statystycznego wynika, że w kraju tym zamknięcie szkół na tak długi czas kosztuje na tym etapie 1,7 miliarda koron dziennie. Rodzicom, którzy muszą opiekować się dziećmi i nie chodzą do pracy, wypłacane są zasiłki. Szwecja – choć krytykowana za łagodne obostrzenia – nie zmaga się z tym problemem. Przynajmniej na gruncie szkolnictwa i oświaty.
Annika Winsth, ekonomistka pracująca w Nordea Bank, powiedziała: „Łatwo jest podjąć decyzję o wprowadzeniu lockdownu, ale trzeba się liczyć, że to wiąże się z dużymi kosztami”.
Pomimo uniknięcia lockdownu, szwedzka gospodarka (zależna w znacznej mierze od eksportu) mocno ucierpiała, a bezrobocie wciąż rośnie. Rząd wprowadził środki pomocy o wartości około 100 miliardów koron, ale specjaliści i tak mają ponure prognozy PKB. Do końca roku gospodarka skurczy się o ok. 4 procent.
Z powodu kryzysu cierpią małe przedsiębiorstwa i lokalni sprzedawcy. W sztokholmskim sklepie Lisbeth Janson, oferującym świeże warzywa i owoce, produkty nadal się sprzedają, ale spadek liczby klientów jest ogromny. Właściciel sklepu, Lukas Wojarski, ma wystarczająco dużo oszczędności, by utrzymać działalność swojego biznesu. Nie wie tylko, na jak długo:
„Cieszymy się z tego, co mamy. Gdyby doszło do kompletnego zamknięcia miasta, znaleźlibyśmy się pod ziemią”.