Duńska stacja telewizyjna TV2 poinformowała, że w nocy z 7 na 8 lutego przez granicę niemiecko-duńską przejechało ponad dwieście samochodów. Policjanci nie sprawdzili kierowcom testów na obecność koronawirusa.
Na przejściu granicznym w pobliżu Padorg nie kontrolowano, czy kierowcy są nosicielami groźnego wirusa COVID-19. Na miejsce przybyli dziennikarze TV 2. Zgodnie z ich relacją, między godziną 23:00 a 06:30 obsługa przejścia po prostu nie wykonywała swoich obowiązków.
Niedługo po tym, jak strażnicy opuścili miejsce pracy, przez granicę przejechało kilkadziesiąt samochodów. Miały duńskie, polskie i niemieckie tablice rejestracyjne. Prace kontrolne wznowiono dopiero przed godziną 07:00 rano.
Minister sprawiedliwości Nick Hækkerup uznał całą sytuację za niedopuszczalną. Wraz z ekspertami ze służby zdrowia uznał, że doszło do pogwałceń przepisów, które mogą zagrozić zdrowiu publicznemu. Zdaniem Hækkerupa kierowcy mogli rozprzestrzenić w Danii koronawirusa lub jego groźną mutację.
Policjanci nie mają sobie nic do zarzucenia i tłumaczą, że stałe monitorowanie wszystkich trzynastu przejść granicznych jest niemożliwe. Według funkcjonariuszy kontrola polega na sprawdzaniu wyniku testu u wybranych osób. To ma zachęcić wszystkich kierowców do szczepień, bo nigdy nie wiadomo, kto zostanie zatrzymany przez strażników.
„Mamy granicę o łącznej długości 70 km, z trzynastoma przejściami granicznymi. Musieliśmy podjąć decyzję: czy wykonywać kontrolę wszędzie i zawsze, czy wykonywać losowo, w tak wielu punktach jak to możliwe”, wyjaśnia Jørgen Martin Meyer z biura policji Południowej Jutlandii.
Hækkerup powiedział, że policja duńska dobrze wywiązywała się ze swoich obowiązków aż do nagłośnionej przez TV 2 wpadki. Jego zdaniem całkowity brak kontroli między 23:00 a 06:30 jest nie do przyjęcia.
Peter Skaarup, jeden z liderów Duńskiej Partii Ludowej, sądzi, że opinia publiczna jest wprowadzana w błąd i myśli, że kontrole są obowiązkiem.