Holly Ryan mieszka w Wielkiej Brytanii i jest matką trzyletniego Johana. Niedawno zaszła też w drugą ciążę. Nie tylko nie utrzymuje kontaktów z ojcem dzieci – tak naprawdę wcale go nie zna. By doczekać się potomstwa, wyruszyła do Danii i skorzystała z banku spermy.
Nowe statystyki podają, że w Wielkiej Brytanii mieszka ponad 6 tys. dzieci, które wychowywane są tylko przez mamę i są pochodzenia brytyjsko-duńskiego. Sperma z duńskich banków nasienia importowana jest na Wyspy wyjątkowo często.
„Można mówić o 'małych Wikingach’, bo chłopcy dziedziczą bardzo przystojne, męskie geny”, śmieje się 41-letnia Holly.
Blondwłosy Johan już na pierwszy rzut oka emanuje skandynawską urodą. Jednak kobiety nie przybywają do Kopenhagi tylko ze względu na dobre geny i atrakcyjnych mężczyzn. W Wielkiej Brytanii coraz częściej mówi się o „kryzysie spermowym”, jaki ogarnął banki nasienia.
Bezpłodne Brytyjki chętnie sięgają po ofiarowaną do banku spermę – rocznie dochodzi do około 13,5 tys. zabiegów sztucznego zapłodnienia. Dużo „pracy” pozostaje jednak po stronie mężczyzn: a coraz rzadziej chcą oni ofiarować swoje nasienie.
W 2005 roku wprowadzono nowe prawo: dziecko ma prawo poznać swojego biologicznego ojca, jeśli był on dawcą nasienia. Wystarczy, że osiągnie pełnoletniość. To skutecznie odstraszyło mężczyzn, którzy w ten sposób chcieli dorobić trochę na boku.
Dochodzą do tego presje społeczeństwa i pewien stygmat, który dotyka dawców nasienia, a jest zupełnie obcy na przykład dawcom krwi. W 2010 roku swoją spermę oddało zaledwie 480 Brytyjczyków.
Annemette Arndal-Lauritzen – dyrektor generalny Europejskiego Banku Nasienia – wyraźnie zaznacza, że wiele brytyjskich kobiet chciałoby pobrać męski materiał genetyczny na miejscu, w swoim kraju.
„W Danii mężczyźni są dumni z tego, że oddają swoją spermę do banków. W pewien sposób jest to część tamtejszej kultury. Tymczasem Brytyjczycy mają w tej kwestii opory. Chcielibyśmy, aby dawcy nasienia nie byli stygmatyzowani i próbujemy wyjaśniać mężczyznom, dlaczego wspieranie banków spermy jest tak istotne.”
Według Arndal-Lauritzen Brexit może spowodować, że bezpłodnym kobietom ciężej będzie dostać się do Danii. Tym bardziej zależy jej, aby brytyjski rynek obrotu plemnikami rósł w siłę.
Holly Ryan wychowana została tylko przez ojca. Od zawsze wiedziała, że będzie chciała założyć rodzinę – ale też, że zrobi to na swoich warunkach. Jest dumna z bycia samotną mamą.
Kobieta – teraz oczekująca drugiego dziecka – jest już w 21. tygodniu ciąży. Do Danii podróżowała już dwunastokrotnie, każdorazowo płacąc za wyjazd 1000 funtów (~5030 PLN). Na miejscu skorzystała z nowoczesnej metody zapłodnienia: inseminacji domacicznej (Intrauterine Insemination – w skrócie IUI).
Koszt jednorazowego zapłodnienia to ok. 6000 funtów (30 180 PLN).
Pytana, jak wybrała dawcę nasienia, Ryan odpowiada:
„A jak wybiera się chłopaka? To kwestia instynktu i intuicji. Po prostu wiedziałam, że ten dawca jest w sam raz dla mnie. Wybrałam faceta, z którym poszłabym na drinka, albo zagrała w bilarda. Moje kolejne dziecko będzie miało to samo DNA, co poprzednie. Jeszcze nie wiem, czy urodzi się chłopiec czy dziewczynka.”
Niektórzy Duńczycy wybierają się też do Wielkiej Brytanii, by to tam oddać swoje nasienie. W Anglii jest to w gruncie rzeczy opłacalne zajęcie: każdy, kto odda spermę, dostaje 35 funtów wynagrodzenia (ma to m.in. pokryć dojazd do kliniki). 27-letni Lucas powiedział w rozmowie z brytyjskim dziennikarzem:
„W ten sposób opłaciłem swoje studia, przynajmniej częściowo. Moja kuzynka nie mogła zajść w ciążę. Pomyślałem, że każdy powinien mieć na to szansę. Wkrótce potem byłem już w banku nasienia. Chciałem pomóc kobietom z takimi problemami. Nie mam swoich dzieci, ale dobrze czuję się z myślą, że moje geny mogą się gdzieś, komuś przydać.”
Lucas oddaje swoją spermę już od czterech lat. Nie wie, czy „doczekał się potomstwa”, ale rozumie, że w przyszłości dzieci urodzone dzięki jego nasieniu mogą chcieć się z nim skontaktować. Mężczyzna mieszka teraz w Anglii. W Danii prawo jest trochę inne: dawca nasienia ma prawo zostać w pełni anonimowy, jeśli mu na tym zależy.
33-letni Sebastian mieszka w Kopenhadze i nie ma dzieci. Też jest dawcą nasienia. „Nawet jeśli nie doczekam się syna lub córki, zawsze będę wiedział, że mój materiał genetyczny komuś pomógł. To świetne uczucie: część mnie ruszyła w świat i nie wiem, gdzie jest.”