Budżety górskich służb ratunkowych w Szwecji są wciąż mocno nadwyrężane przez wyjątkowo dużą liczbę osób, które wzywają helikoptery ratunkowe, bo się po prostu zmęczyły. Problem jest tak duży, że zaczęła się nim zajmować policja.
Szwedzkie Pogotowie Górskie w północnych regionach Norrbotten, Västerbotten oraz Jämtland ma łączny budżet roczny w wysokości 13,6 mln koron (~6 mln zł). Już na koniec lipca deficyt wyniósł 1,9 mln koron (~850 tys. zł). Problem osiągnął taką skalę, że rozpoczęto w takich sprawach już dwa śledztwa.
„Może to już czas, żeby powiedzieć dość. Góry to nie miejsce do zabaw. Tego lata notujemy wyraźny wzrost takich wezwań,” powiedział Stephen Jerand, które jest ze strony policji koordynatorem współpracy z Pogotowiem Górskim.
Pomimo tego, że statystyki z tego sezonu nie są jeszcze kompletne uważa on, że wzrost ilości turystów w górach, spowodował także wzrost ilości słabo przygotowanych wycieczkowiczów. Pracownicy służb górskich są często wzywani przez osoby, którym nic nie zagraża. W dwóch przypadkach w parkach narodowych Padjelanta i Sarek, turyści wezwali służby, gdyż się zmęczyli i nie chcieli iść dalej.
Marnowanie czasu służb górskich może zostać zakwalifikowane jako fałszywy alarm. Do tej pory policja nie prowadziła dochodzeń w takich sprawach, ale w dwóch wspomnianych wcześniej wypadkach wszczęto takie postępowania.
„Nigdy jeszcze nie zostały postawione takie zarzuty, ale uważamy, że to już czas, aby zająć się przypadkami, gdy ludzie po prostu nie robią planu swojego wyjścia w góry. Obtarte stopy i chęć powrotu do domu to jeszcze nie powód do wzywania pomocy, za którą płacą podatnicy,” ostrzega Jerand.
W lipcu powietrzna karetka i ratownicy zostali wezwani przez kobietę na górze w pobliżu Jokkmokk, która to kobieta twierdziła, że nie może dalej iść. Kiedy służby zjawiły się na miejscu okazało się, że kobieta jest po prostu zmęczona. Kiedy powiedziano jej i jej towarzyszowi, że mogą zejść sami albo zapłacić za przelot helikopterem para zdecydowała się zapłacić za zwiezienie na dół.
Jerand wyjaśnia, że nawet jeśli zapłaci się za przelot to nie pokrywa to wszystkich wygenerowanych kosztów:
„Musimy zawsze pokryć koszt dotarcia na miejsce. Takie kosztu nie możemy uniknąć. A w Szwecji nie ma systemu ściągania opłat od ratowanych osób ani nie ma obowiązku specjalnego ubezpieczenia.”
Na dalekiej północy Szwecji stacjonują tylko dwa helikoptery policyjne, jeden w Kirunie a drugi w Östersund, więc gdy zajdzie taka potrzeba wynajmowane są prywatne helikoptery. Niepotrzebne wezwania mają więc poważne konsekwencje finansowe.
„Jeśli sytuacja będzie się tak dalej rozwijać, może zabraknąć środków na pomoc dla tych, którzy będą jej naprawdę potrzebować. Nie chcemy, aby ludzie przestali korzystać z uroków natury. Jednak, chcemy, żeby byli do tego przygotowani. Aby byli w dobrej kondycji i mieli ze sobą potrzebne wyposażenie,” podsumowuje Jerand.