Gmina Filipstad, położona w centralnej części Szwecji, boryka się z coraz poważniejszym kryzysem ekonomicznym. Powód: napływ imigrantów i uchodźców, którzy polegają na zasiłkach i innych świadczeniach materialnych. Gmina poinformowała, że około 80 proc. mieszkających na jej terenie cudzoziemców (osób spoza Europy) nie pracuje i utrzymuje się z pomocy społecznej.
Po przyjściu kryzysu migracyjnego gmina Filipstad nieustannie zmagała się z trudną sytuacją na rynku pracy. Władze miasta obciążone są ponoć długami o wysokości 31 milionów koron (~12,6 mln polskich złotych).
Między 2012 a 2018 r. liczba rodowitych Szwedów, którzy urodzili się w gminie, spadła o 680 w skali rocznej. Jednocześnie liczba osób urodzonych za granicą, które przybyły w te okolice, wzrosła o 963. Osoby w wieku produkcyjnym (20-64 lata) przynoszą gminie największe dochody z podatków. Ta jednak grupa społeczna bardzo często wyprowadza się z Filipstad, szukając zamieszkania w innych rejonach kraju.
„Nasza populacja stale zmienia miejsce zamieszkania. Można odnieść się do tego na różne sposoby – wszystko zależy od punktu widzenia. My jednak, jako władze miasta, musimy poradzić sobie z tym problemem”, powiedział Jim Frölander z urzędu ds. integracji społecznej.
Bezrobocie wśród cudzoziemców, przebywających w Filipstad, gwałtownie wzrasta. Okazuje się, że imigranci nie mają odpowiednich kwalifikacji, by podjąć pracę w biurach czy zakładach miejskich.
„W Filipstad mieszka około 750 dorosłych osób, które przybyły tu z Syrii, Afganistanu, Somalii, Iraku czy Erytrei. W tej grupie społecznej często notowane są przypadki osób bezrobotnych, zależnych od instytucji państwowych i pobierających świadczenia pieniężne. Są one narażone na alienację społeczną, zepchnięte na margines. Jednocześnie gospodarka komunalna cierpi, bo mieszkańcy miasta nie pracują”, wyjaśnia Claes Hultgren, burmistrz Filipstad.
„Niektórzy uchodźcy są już w wieku starczym, inni mają bardzo niski stopień wykształcenia. Zdarzają się przypadki ludzi niepiśmiennych. Musieliśmy zaakceptować, że istnieją w naszym społeczeństwie osoby potrzebujące wsparcia socjalnego, pozbawione dochodów.”
Były burmistrz i członek Socjaldemokratów, Per Gruvberger, żąda, by sprawą zajęło się państwo. Kryzys spowodowany jest bowiem – według Gruvbergera – polityką migracyjną i przydzielaniem azylu społecznego zbyt wielu cudzoziemcom.
Ardalan Shekarabi, pochodzący z Iranu minister administracji publicznej, zapewnia, że rząd podejmie odpowiednie kroki, by wspomóc gminę:
„Szwecja nie zmaga się z takimi problemami, których nie da się rozwiązać w żaden sposób. Wystarczy okazać należytą pomoc – to też zrobimy.”
Fredrik Stålmarker – członek liberalno-konserwatywnej Koalicji Obywatelskiej (szw. Medborgerlig Samling) – napisał na Twitterze:
„Szwecja to jedno z najnowocześniejszych państw świata. Nasze społeczeństwo opiera się na wartości wiedzy. Mamy jedną z najwyższych na świecie stawek podatku od pracy, nasze firmy nastawione są na wysoko wykwalifikowaną i wykształconą kadrę pracowników. Najwyraźniej nie ma w Szwecji zapotrzebowania na analfabetyzm.”
W 2015 roku SVT wspomniało, że do Szwecji napływają „tysiące inżynierów, lekarzy i ekonomistów”. Według internautów zapowiedzi te nie mają przełożenia na rzeczywistość. Nie brakuje w sieci zgryźliwych komentarzy.
„Do Filipstad przybywają tylko najgorzej wykwalifikowani imigranci. Co jest nie tam z tą gminą?”, pisał jeden z zainteresowanych w social mediach.
Wśród państw UE to właśnie Szwecja wykazuje najbardziej „hojną” politykę migracyjną. Od 2015 roku kraj ten przyjął ok. 200 tys. uchodźców i azylantów. Niektóre źródła mówią, że jedna czwarta populacji szwedzkiej ma korzenie zagraniczne.
Mieszkają w Szwecji m.in. przedstawiciele takich państw jak Syria, Somalia, Irak czy Polska.