Kraje wzajemnie ze sobą sąsiadujące często mają ciekawą historię i utrzymują stosunki na ciekawej – lub wręcz intrygującej – stopie. Wystarczy wspomnieć Francję i Niemcy, Kanadę i Stany Zjednoczone czy obie Koree. Podobnie jest z państwami skandynawskimi, jak Szwecji i Norwegia. Oba terytoria łączy ze sobą… polityka alkoholowa.
Szwedzi i Norwegowie mają niekiedy wspólnych przodków, a ich języki są do siebie bardzo podobne – do tego stopnia, że obie nacje mogą swobodnie rozmawiać bez całkowitej znajomości języka „sąsiedzkiego”. Profesor Anders Gustavsson, wykładający na Uniwersytecie w Oslo, zwraca uwagę na grunt, który też jest dla obu państw dość solidny: to właśnie alkohol.
Specjalizacją Gustavssona – Norwega o szwedzkim pochodzeniu – jest etnografia, a więc analiza różnych grup społecznych i kultur, związków między tymi grupami. Profesor pochyla się nad alkoholem w relacjach norwesko-szwedzkich już od blisko trzydziestu lat.
Gustavsson doskonale zna literaturę przedmiotu, poszukuje też archiwalnych materiałów prasowych, poświęconych tematowi wysokoprocentowych trunków. Polityka alkoholowa jest w Skandynawii surowsza niż w Polsce. Zdarza się, że Norwegowie mieszkający przy granicy muszą pojechać aż do szwedzkiej mieściny Strømstad, by tanio kupić wódkę czy whiskey.
Około sto lat temu sytuacja była odwrotna: to Szwedzi musieli jechać za alkoholem do Norwegii.
Na początku XIX wieku tereny Bohuslän, Värmland czy Dalsland – wszystkie przygraniczne – uchodziły za ubogie, co odbijało się na warunkach życia mieszkańców. Norwegię uważano wówczas za kraj niekończących się możliwości. To wtedy rozpoczęła się industrializacja Oslo.
„Wiele z tych osób, które przekraczały granicę, było wolnymi mężczyznami. Nie mieli żon, a w Norwegii czekało na nich wiele pokus, na przykład sprzedawany w większości sklepów alkohol”, opowiada prof. Gustavsson.
Nie wszystkich, oczywiście, interesowały napoje wyskokowe. Niektórzy przybywali do Norwegii, by sprzedawać zwierzęta czy mięso – w Szwecji też mogli na tym zarobić, ale znacznie słabiej. Gustavsson zwraca jednak uwagę, że wielu Szwedów uzależniło się wtedy od alkoholu: był on nagrodą za wyjazd i ciężką pracę. Zdarzały się przypadki osób, które tak dużo piły, że koniec końców wracały do domu z pustymi kieszeniami.
Na początku minionego stulecia w 80% sklepów sprzedawany był spirytus. W grudniu 1916 roku konieczne było wprowadzenie zakazu jego handlu – zakaz obowiązywał aż do roku 1927. Ze sklepowych półek znikały też wina likierowe oraz silne piwa.
W referendum z 1919 r. niemal dwie trzecie Norwegów opowiedziało się za wycofaniem alkoholu ze sprzedaży. Najczęściej na „nie” głosowały osoby zamieszkujące zachód i południe Norwegii, a najrzadziej – te mieszkające na wschodzie. Podobne przepisy wprowadzono później w Finlandii, Islandii oraz Stanach Zjednoczonych.
Szwedzi byli bardziej liberalni: żaden zakaz nie obowiązywał mieszkańców. Niemcy i Norwegowie próbowali szmuglować alkohol do swoich krajów, a szczytowym okresem dla przemytu był rok 1923. By poradzić sobie z problemem, Szwedzi postanowili „poszerzyć” obszar wód terytorialnych.