Wyobraźcie sobie: siedzicie sobie wygodnie w metrze, popijacie kawę (pewnie strasznie drogą, w końcu to Skandynawia!), i pyk! – w 20 minut jesteście z Malmö w Kopenhadze. Bez korków, bez stresu, bez… no, bez niczego, w sumie. Tylko… pod wodą. Trochę przerażające, ale i ekscytujące, co nie? Ja bym się chyba bał, że coś przecieknie, albo że… no, nie wiem, jakiś statek będzie ciągnął kotwicę po dnie.
W każdym razie, ten projekt nazywa się Metro Øresund (Öresundsmetron – znowu te skandynawskie nazwy, łamiące język!). I pracują nad nim, uwaga, od dziesięciu lat! Miasto Malmö i gmina Kopenhaga, razem, w zgodzie i harmonii (przynajmniej w tej kwestii). Conny Ragnarp, jakiś ważniak od tego projektu, mówi, że to jest „rozwiązanie, za którym się opowiadamy”. No, wreszcie coś konkretnego!
Dlaczego to robią? Powodów jest kilka. Po pierwsze – Most Øresund (Öresundsbron – ten słynny most, co go w serialu pokazywali, „Most nad Sundem”, pamiętacie?). On już podobno ledwo zipie, tyle tam ruchu. A jak otworzą ten tunel Fehmarn Belt (Fehmarnbelt-förbindelsen – kolejne słowo-potwór!) między Danią a Niemcami, to już w ogóle będzie armagedon. Więc metro ma odciążyć most. Logiczne, w sumie.
Po drugie – metro jest eko! „Jednym z najbardziej przyjaznych dla środowiska” środków transportu – tak mówi Katrin Stjernfeldt Jammeh, kolejna ważna osoba, przewodnicząca Rady Miasta Malmö. I pewnie ma rację. Mniej samochodów, mniej spalin, mniej… wszystkiego, co złe.
Po trzecie – to ma rozwinąć region. Połączyć Malmö i Kopenhagę jeszcze bardziej. „Otworzyć region na zupełnie nowe sposoby” – znowu cytat z pani przewodniczącej. Brzmi… górnolotnie, ale może faktycznie tak będzie. Może powstaną nowe firmy, nowe miejsca pracy, nowe… możliwości.
Ale, ale… jest jedno „ale”. I to duże „ale”. Pieniądze! To metro ma kosztować, uwaga, ponad 60 miliardów koron szwedzkich! To jest… dużo. Bardzo dużo. Nawet jak na skandynawskie standardy. Miasto Malmö twierdzi, że „realny koszt” to „tylko” 22 miliardy, bo odliczą przychody z biletów i inne takie. I że korzyści społeczne to wszystko zrekompensują. No, oby… Bo jak nie, to będzie… no, będzie drogo. A Leif Gjesing Hansen, kierownik projektu (kolejny!), podaje jeszcze inne liczby: 16 miliardów („najlepszy wynik”) albo 22 miliardy („z szelkami i pasami”). Czyli, krótko mówiąc, nikt nic nie wie! Typowe.
A jak to zbudują? Pod mostem, oczywiście. Będą wiercić w skale wapiennej, na głębokości 40 metrów. Brzmi… skomplikowanie. I pewnie będzie skomplikowane. Ale Skandynawowie są uparci, więc pewnie dadzą radę.
Kiedy? Podobno w 2040 roku. Jeśli rząd się zgodzi, oczywiście. I jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem (co, jak wiemy, rzadko się zdarza). Na razie Szwedzka Administracja Transportu (Trafikverket – znowu ta nazwa!) coś tam bada.
Podsumowując (po raz kolejny, i chyba już naprawdę ostatni…): Szwecja i Dania planują podwodne metro! Ma być szybko, ekologicznie i rozwojowo. Ale będzie cholernie drogo i nie wiadomo, kiedy (i czy w ogóle) powstanie. Brzmi jak… no, jak typowy wielki projekt infrastrukturalny. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Może za 20 lat będę mógł się tym metrem przejechać… I sprawdzić, czy faktycznie widać te rekiny przez okno (żart, oczywiście… chyba). A cała ta sytuacja… trochę mnie bawi, a trochę przeraża. Typowe dla mnie – huśtawka nastrojów.