W sztokholmskiej dzielnicy Enskededalen mieszkańcy otrzymali ostrzeżenia za parkowanie… przed własnymi domami. Władze gminne przyznaje się do błędu, ale temat wciąż budzi kontrowersje.
Sprawa rozpoczęła się od skarg na zniszczony trawnik przy ulicy Matilda Jungstedts väg. Urząd Komunikacji Miejskiej zareagował natychmiast – zlecono firmie Avarn kontrolę terenu. Efekt? Mieszkańcy znaleźli na swoich podjazdach żółte ostrzegawcze karteczki.
„To teren miejski” – absurdalna interpretacja
– Powiedziano mi, że nie mogę parkować przed własnym domem, bo to teren gminy. Grozi mi mandat – mówi jeden z mieszkańców w rozmowie z serwisem Carup.
Wielu z nich od lat parkowało samochody na tym samym miejscu, nie podejrzewając żadnych nieprawidłowości. Lotta Sköldborg relacjonuje, że komunikaty były sprzeczne – raz wskazywano na nowe przepisy parkingowe, innym razem odsyłano z powrotem do urzędu gminy.
Społeczność wściekła. Gmina się wycofuje
Sytuacja wywołała chaos. Niektórzy mieszkańcy zaczęli organizować tymczasowe miejsca parkingowe dalej od domów, próbując uniknąć kar.
– Jakie to nowe przepisy? Nikt nic nie wie – mówi Anders Hult, jeden z mieszkańców, który – jak wielu innych – poczuł się całkowicie zdezorientowany.
Pod presją lokalnej społeczności gmina wycofała się z działań. Rzeczniczka prasowa Malinda Flodman przyznała, że sytuacja wynikała z nieporozumienia, a przekazane firmie Avarn informacje mogły być niejasne.
Co dalej? Mandaty nadal możliwe
Dyrektor operacyjny Avarn, Ufuk Bugdayzi, zapewnił, że mieszkańcy nie muszą się już martwić – przynajmniej na razie.
Jednak Urząd Komunikacji ostrzega: w przyszłości może zostać wprowadzony formalny nadzór, a samochody parkujące na trawnikach lub utwardzonych fragmentach przylegających do domów wciąż mogą zostać ukarane.
Dla wielu sąsiadów to przestroga – granice między działką prywatną a terenem gminnym bywają mniej oczywiste, niż się wydaje.