Złamania, stłuczenia i kontuzje barków to najczęstsze urazy miłośników zimowych stoków. Ale w górach zdarzają się i groźniejsze wypadki, przy których jest potrzebna interwencja służb ratowniczych. Warto pamiętać, że taka pomoc może nas słono kosztować.
Koszt akcji ratunkowej w słowackich czy czeskich górach wynosi 500–7000 euro, z kolei wykorzystanie helikoptera na stokach krajów alpejskich to wydatek nawet 15–20 tys. euro za godzinę. Kto płaci? Oczywiście poszkodowany turysta. „Polacy są coraz bardziej świadomi, że koszty takiej pomocy za granicą są drogie, dlatego chętnie wykupują odpowiednią polisę. Co ciekawe, robią to często tuż przed wyjazdem, przez internet” – zaznacza w wywiadzie z serwisem infoWire.pl Magdalena Oszczak, menedżer ds. produktu i oceny ryzyka sprzedażowego z firmy AXA TUiR S.A.
Inaczej jest, gdy wybieramy się w polskie góry. Tu wystarczy znać telefon do Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (GOPR) czy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (TOPR). Bo choć można ubezpieczyć się od kosztów akcji ratunkowej, to rodzime prawo nie pozwala, by były one opłacane przez ubezpieczycieli. „Akcje GOPR i TOPR są finansowane z budżetu państwa” – wyjaśnia ekspertka.
W zimie kuszą też naturalne ślizgawki – zamarznięte stawy i jeziora. Jeśli doznamy na nich jakiegoś uszczerbku na zdrowiu, to odszkodowanie z tytułu ubezpieczenia od następstw nieszczęśliwych wypadków zostanie wypłacone. Co innego, gdy na lód wjedziemy samochodem – pieniędzy możemy wtedy nie otrzymać, bo auto użytkuje się na drogach, a nie zamarzniętej wodzie.