W ciągu minionych trzech lat szwedzka gmina Hässleholm przyjęła na swoje tereny prawie 3000 uchodźców. Azylantów uzbierało się tak wielu, że lokalne władze mówią już o kryzysie gospodarczym. Niemal 80 proc. cudzoziemców nie chodzi do pracy i utrzymuje się z pomocy społecznej, w tym z gminnych zasiłków.
Lars Johnsson – przewodniczący Rady Miasta, a zarazem członek Umiarkowanej Partii Koalicyjnej – powiedział, że gminę zamieszkuję 100 uchodźców niepiśmiennych i 200 kolejnych, którzy są bardzo słabo wykształceni. W rozmowie z „Kristianstadsbladet” Johnsson twierdził, że „wysłanie takich osób do pracy graniczy z cudem”.
W porównaniu z rokiem 2012 drastycznie wzrosły koszty pomocy społecznej. Jeszcze siedem lat temu był to wydatek rzędu 32 mln koron (~13 mln polskich złotych). Dziś natomiast stawka ta sięga 54 milionów SEK (~22 mln PLN). Co roku utrzymanie osób bezrobotnych i wymagających świadczenia pieniężnego ma wzrastać o około 6 mln SEK.
Władze gminy twierdzą, że miały „odłożone” dodatkowe pieniądze: dokładnie 30 mln koron na pomoc socjalną. Połowa tej kwoty została już wydana.
„By Hässleholm mogło pomóc najbardziej potrzebującym mieszkańcom, państwo musiałoby wyłożyć około 100 mln SEK. Na jedną tylko gminę”, podkreśla Johnsson.
Szwedzki rząd pokrywa koszty zakwaterowania imigrantów – oraz szeroko pojętej integracji społecznej – przez dwa lata od przybycia danej osoby na teren kraju. Później utrzymuje osobę bezrobotną gmina.
Lena Wallentheim – była przewodnicząca Rady Miasta i członkini Socjaldemokratów – uważa, że dwa lata to okres zbyt krótki, niedający szansy, by odnaleźć się na rynku pracy:
„Gdy rząd opuszcza imigrantów, cios jest podwójny. Cierpią na tym również gminy, które obciążone są kosztami zasiłków i innych form zapomogi.”
Johnsson wierzy, że problem ten powinien zostać rozwiązany już wiele lat temu:
„Strach przed dyskusją na ten temat jest druzgocący. Żałuję, że nie potrafimy rozmawiać o kwestiach związanych z uchodźcami w sposób dorosły, że nie przyglądamy się tym sprawom trzeźwym okiem. Nad tematem wiecznie ciąży widmo oskarżeń o rasizm.”
Również gmina Filipstad, położona w centralnej części Szwecji, boryka się z poważnym kryzysem ekonomicznym. Władze miasta obciążone są ponoć długami o wysokości 31 milionów koron (~12,6 mln polskich złotych).
Zaledwie kilka tygodni temu w podobnych tarapatach znalazła się gmina Bengtsfors, której przedstawiciele poprosili rząd o dotacje. Bengtsfors przyjęło więcej azylantów, niż pierwotnie planowano, i teraz gminie grozi bankructwo.