Dunka kurdyjskiego pochodzenia Joanna Palani dołączyła do szeregów peszmergów – kurdyjskich sił, walczących z Państwem Islamskim w Iraku. Uczestniczyła w działaniach zbrojnych i uwolnieniu zakładników a także szkoliła kobiety.
Oto co powiedziała w wywiadzie dla radia Sputnik:
— Dlaczego postanowiła Pani zaangażować się w walkę z PI razem z kurdyjskimi formacjami w Iraku?
— Postanowiłam tam pojechać, gdy terroryści zajęli miasta Kobani i Sindżar, zginęło tam wielu ludzi.
— Czy trudno było wszystko zostawić i wyjechać?
— Najtrudniej było zostać w Danii, podczas gdy mój naród był unicestwiany. Rzuciłam wszystko dla walki.
— Czy uczestniczyła Pani w bezpośredniej walce z terrorystami PI?
— Wielokrotnie. Kilka razy brakło mi nabojów. Myślałam, że zginę. Pewnego razu terrorysta przedostał się do mojego pokoju. Nie miał broni, a ja miałam AK-47, ale bez nabojów. Popatrzył na mnie, podniósł ręce w górę i uciekł. Gdyby wiedział, że nie mam nabojów, najprawdopodobniej zginęłabym.
— Co Pani zwykle tam robiła?
— Rano szkoliłam dziewczyny. Jestem sierżantem-instruktorem od przygotowania wojskowego. Popołudniu wyruszałam na linię frontu, około godziny na piechotę.
— Czy kurdyjska armia potrzebuje wsparcia, broni lub wyposażenia?
— W walkach z PI i Al-Kaidą ciągle odczuwaliśmy brak wyposażenia. PI ma broń przeważnie z USA, która została z 2003 roku, gdy iracka armia w pośpiechu opuszczała swoje pozycje. Jednak obecnie moim zdaniem ugrupowanie PI już nie jest takie silne jak wcześniej, dlatego każde wsparcie będzie pomocne.